"TYLKO MIŁOŚĆ JEST TWÓRCZA"
ROK KOLBIAŃSKI 2010/2011
Ojciec
Św. Jan Paweł II w homilii podczas kanonizacji ojca Maksymiliana
Kolbe 12.X.1982 r. powiedział: „Na to, co się stało w obozie
Oświęcim (Auschwitz) patrzyli ludzie. I chociaż oczom ich
musiało się zdawać, że ‘pomarł’ towarzysz ich kaźni, chociaż po
ludzku ‘odejście’ jego mogli uważać za ‘unicestwienie’ - to
przecież w ich świadomości nie była to tylko ‘śmierć’.
Maksymilian nie ‘umarł’ - ale ‘oddał życie’ za brata".
Przykład życia świętego
maksymalisty jest wołaniem o miłość, której świat musi uczyć się
na nowo. W zlaicyzowanym świecie człowiek łatwo odchodzi od
przykazania miłości, a podąża za przyjemnościami, bez ponoszenia
odpowiedzialności za drugiego człowieka, bez ofiary, a przede
wszystkim bez odnoszenia swego życia do Chrystusa. Bez ofiarnej
miłości trudno jest żyć w państwie, w narodzie czy w rodzinie.
Świat jest spragniony miłości i może na nowo odkryć właściwe jej
znaczenie, jeśli zechce zauważyć nie tylko męczeńską śmierć św.
Maksymiliana, ale całe jego życie.
Napisano o nim wiele prac naukowych w Polsce,
Europie, Stanach Zjednoczonych, Japonii i innych krajach. Był
kapłanem, zakonnikiem (franciszkanin), założycielem dwóch
Niepokalanowów: w Polsce (1927) i Mugenzai no Sono w Japonii
(1930). W czasie studiów filozoficzno-teologicznych na
rzymskich uniwersytetach (1912 - 1918) założył w 1917 r.
międzynarodowe stowarzyszenie zwane „Militia Immaculate”, w
skrócie „MI”, czyli „Rycerstwo Niepokalanej". Mając 24 lata
został wyświęcony na kapłana (1918). Do kraju powrócił z dwoma
doktoratami i został wykładowcą w seminarium oo. Franciszkanów w
Krakowie. Tam też, w 1922 r. wydaje pierwszy numer czasopisma
"Rycerz Niepokalanej", którego celem było zjednoczenie
wszystkich członków stowarzyszenia maryjnego. Wydawnictwo, ze
względów lokalowych, przenosi się do Grodna, a w 1927 r. do nowo
utworzonego klasztoru Niepokalanów - nazwanego tak dlatego, że
wszystko, co się tam znajdowało wraz ze wszystkimi jego
mieszkańcami miało być własnością i narzędziem Niepokalanej.
Wznosi go od podstaw na bagnach,
na podmokłych polach w Teresinie, koło Warszawy. Buduje wspólnie
z braćmi kaplicę, sypialnię, warsztat mechaniczny, stolarski,
krawiecki, szewski, halę dla maszyn drukarskich, ale przede
wszystkim buduje życie duchowe. Zapewnia braci, że im kto
bardziej oddał się Niepokalanej, tym śmielej może iść do Pana
Jezusa. "Przy pomocy Niepokalanej wszystko zrobicie. ONA NAM
DOPOMOŻE...” Czyż to nam nie przypomina Totus Tuus Jana
Pawła II?
Ojciec Maksymilian w 1929 r.
otwiera w Niepokalanowie Małe Seminarium Misyjne – dziś znane
jako Instytut Maryjno-Kolbiański "Kolbianum", filia Uniwersytetu
Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Już w 1930 r. wraz z czterema
braćmi zakłada w Japonii (Nagasaki) drugi Niepokalanów zwany
Mugenzai no Sono. Środki materialne na jego utrzymanie czerpie
z pracy jako wykładowca w tamtejszym Seminarium Duchownym. W tym
samym roku informuje swoich przełożonych, że rozpoczyna
wydawanie "Rycerza Niepokalanej" w języku japońskim: "Seibo no
Kishi". Otwiera nie tylko wydawnictwo, ale i małe seminarium dla
kandydatów do zakonu franciszkańskiego. Wokół siebie skupia
wszelką inteligencję japońską, nie zawsze tylko katolicką.
Liczba członków, kandydatów i
zakonników w Mugenzai no Sono wzrasta z każdym dniem, tak
zresztą dzieje się również obecnie. W tym czasie Niepokalanów w
Polsce także się rozrasta, terytorialnie i liczebnie. Ojciec
Maksymilian po sześciu latach powraca do kraju, aby objąć
kierownictwo nad klasztorem i wydawnictwem, gdzie przeprowadza
gruntowne reformy. Nakład wydawniczy w 1938 r. sięga miliona
egzemplarzy. Członkowie klasztoru: ojcowie, bracia, seminarzyści
i kandydaci - w niebagatelnej liczbie około 900 osób - tworzą
największy klasztor w Polsce i Europie oraz drugi co do
wielkości na świecie.
Wrzesień 1939 r., a wraz z nim
wybuch II Wojny Światowej, przerywa dotychczasową działalność
gospodarczą, polityczną i religijną w Polsce. Sowieci i Niemcy
rabują w sposób barbarzyński dziedzictwo kulturowe, niszczą i
bombardują wioski i miasta, a ludzi deportują do obozów zagłady
lub rozstrzeliwują, skazując na śmierć bez sądów. Elity
intelektualne wszystkich stanów są wyłapywane przez Niemców i
osadzane w obozach zagłady, takich jak Auschwitz, Dachau, Gross
Rose, Mauthausen, a ze strony Rosjan czeka ich Syberia, Katyń
czy Ostaszków.
Ojciec Maksymilian, wraz z członkami klasztoru,
przebywa w kilku obozach niemieckich, ale dzięki Opatrzności
Bożej w święto Niepokalanego Poczęcia N.M.P., 8 grudnia 1940 r.
wszyscy zostają zwolnieni. Z grupką braci, którzy przeżyli
tułaczkę powraca do swojego Niepokalanowa. Tutaj jednak zastaje
nową rzeczywistość - Niemcy urządzili w klasztorze swoją
kwaterę. Tam, gdzie maszyny jednym głosem nuciły "zdobyć cały
świat dla Chrystusa przez Niepokalaną", słyszy się krzyki,
przekleństwa i przemoc.
Mimo tego co ujrzał, o.
Maksymilian głosi tej małej trzódce braci: "Tylko miłość jest
twórcza", „Ona nam dopomoże - jest nam dana ku obronie”.
Właśnie w tym roku, w lutym, mija 70 lat od wydarzenia, które
miało miejsce w Niepokalanowie, a które wbrew pozorom
zaowocowało niezwykłym plonem. Ten tryptyk ludzkiego życia:
cierpienie, śmierć i chwała, to odpowiednik Drogi Krzyżowej,
Golgoty i Zmartwychwstania. Warto zauważyć, iż ojciec
Maksymilian, często przedstawiany na obrazach jako uśmiechnięty
święty, nie miał jednak wesołego życia. Od młodości był chory
na gruźlicę (usunięto mu nawet jedno płuco), ale wytrwale szedł
aż do końca drogą krzyżową swojego losu.
17 lutego 1941 r. Niemcy
ponownie aresztują ojca Kolbe wraz z jego czterema zastępcami i
wywożą wszystkich do Warszawy, osadzając w ciężkim więzieniu
zwanym "Pawiak". Tam też dokonało się wyznanie wiary przyszłego
świętego. Kiedy niemiecki funkcjonariusz zobaczył krzyż przy
koronce franciszkańskiej, z wściekłością zawył: "Czy wierzysz w
to?" - "Tak" - odpowiedział ojciec Kolbe spokojnym głosem, za co
otrzymał pięścią w twarz. Pytanie to było powtarzane
wielokrotnie, mimo że odpowiedź na nie zawsze była taka sama, po
czym następowało bicie w twarz, aż w końcu oprawca hitlerowski
powalił go na podłogę. Więźniowie celi 103 podnieśli ojca Kolbe
i pomogli mu usiąść. Odtąd dawał on świadectwo swojego
apostolatu heroiczną postawą kapłańskiego życia.
28 maja 1941 r. rozpoczęła się
droga krzyżowa, która zawiodła ojca Maksymiliana do „doliny
trupów” w obozie Auschwitz. Obóz ten, według raportów jego
komendanta, Karla Fritzscha, uśmiercał dziennie dwa tysiące
ludzi. Auschwitz, gdzie nad bramą wjazdową wisiał napis w języku
niemieckim: "Arbeit Macht Frei" („Praca czyni wolnym”),
prowadził nie do wolności, ale do śmierci. Dwa lata temu
skradziono zresztą ten napis. Do dnia dzisiejszego w mediach
światowych często słyszy się kłamliwe i niesprawiedliwe opinie,
że Auschwitz funkcjonował jako "polski obóz zagłady”.
Nowych więźniów, po tzw. „łaźni”, odzierano ze
wszelkiej ludzkiej godności i majętności, rzucano poplamione
krwią, brudne zawszone pasiaki i drewniaki oraz przyznawano
numer obozowy. Ojciec Kolbe otrzymał numer 16670. Wspomniany
Fritzsch przekazał księży pod komendę Krotta, zwanego „krwawym
Krottem”, który słynął w obozie z okrucieństwa, sadyzmu i
barbarzyńskiego znęcania się nad więźniami. Ojciec Kolbe
traktowany był szczególnie brutalnie przez kappo Krotta. Musiał
nosić ciężkie, nieraz podwójne słupy, belki do ogrodzenia
pastwiska, z odległego o pół kilometra lasu, cały czas biegiem,
przymuszany biciem pałką lub biczem. Często kappo Krott wybierał
innego więźnia i kazał mu bić ojca Kolbe, kiedy sam był już tym
zmęczony. Pewnego razu, gdy wydawało się, że święty nie daje
oznak życia, przywalił go gałęziami i odszedł z przekonaniem że
go zabił. Ale miłosierni więźniowie po skończonej pracy wzięli
go na ramiona, przynieśli do obozu i przekazali do infirmerii –
izby chorych, zwanej „umieralnią”. Sprawował on tam swój
apostolat poprzez sekretne wysłuchiwanie spowiedzi w godzinach
nocnych.
Na apelu 29 lipca 1941 roku
okazało się, że z bloku ojca Kolbe brak jednego więźnia. Apel,
wraz z przeliczaniem i odliczaniem trwał, mimo lipcowego upału,
cały dzień, oczywiście bez jedzenia i picia. Wieczorem
lagertfuhrer Fritzsch oświadczył swą wolę – dziesięciu więźniów
zostaje skazanych na śmierć w bunkrze głodowym za jednego
zbiega. Do dziś nie wyjaśniono, czy on rzeczywiście uciekł, czy
też go zabito przy pracy. Gdy dokonano wybiórki dziesięciu,
jeden z więźniów odprowadzanych pod ścianę, krzyczał: „żal mi
mojej żony i dzieci!” Wtedy z szeregu wyszedł ojciec Kolbe.
Krott rzucił się na niego z krzykiem: „Wracaj na swoje
miejsce!” Jednak ojciec Maksymilian oznajmił, że chciał mówić z
komendantem. I stała się rzecz niesłychana – kappo opuścił
drewnianą pałkę i cofnął się, natomiast ojciec Kolbe ruszył w
kierunku Fritzscha. Ten chwycił za pistolet i krzyknął: „Stój!
Co to ma znaczyć?” Jednak ojciec Kolbe nie przeląkł się i stanął
przed nim. Komendant, najwyraźniej zaskoczony i zdumiony jego
zachowaniem, powiedział: „Czego chce ta polska świnia?”, na co
ojciec Kolbe spokojnie odparł po niemiecku: „Pragnę pójść na
śmierć za jednego z tych więźniów”. „Za kogo?”, zapytał
Fritzsch. Ponownie stała się rzecz niesłychana, jako że pan
życia i śmierci – nadczłowiek, w swoim mniemaniu – podjął dialog
z więźniem, który był dla niego podczłowiekiem, „numerem 16670”.
„Kim jesteś?” – zapytał. „Jestem polskim księdzem katolickim” –
odpowiedział przyszły święty.
Tym właśnie świadectwem ojciec Maksymilian wydał
siebie na śmierć za nieznanego sobie człowieka, „więźnia nr
5659” - Franciszka Gajowniczka, sierżanta Wojska Polskiego,
schwytanego w łapance i wysłanego do Auschwitz. Przeżył on obóz,
odwiedziłem go w Brzegu koło Opola w latach 70-tych. W latach
80-tych przebywał on dwukrotnie w USA, ostatnio w Houston.
Losy wybranej dziesiątki więźniów przypominały
Kalwarię - zdarto z nich obozowe łachmany i nagich zaprowadzono
do piwnicy w bloku jedenastym do celi osiemnastej, o wymiarach
dwa i pół na dwa i pół metra i zamknięto za nimi drzwi. Tam
właśnie mieli umierać z głodu. Po dwóch tygodniach, 14 sierpnia
1941 roku, ojciec Kolbe wraz z trzema współtowarzyszami jeszcze
żył. Ponieważ cela nr 18 potrzebna był do innych rzeczy, więc
dobito ich iniekcją z fenolu, który wykonał obozowy pielęgniarz
– kryminalista o nazwisku Bock. Ojciec Maksymilian, widząc
zbliżającego się kata, sam wyciągnął rękę po śmiercionośny
zastrzyk. Na pewno widział wtedy Niepokalaną, która trzymała w
rękach dwie korony, białą i czerwoną i odezwała się łagodnym
głosem, który usłyszał cały obóz, Polska, Niemcy, Europa i
świat: „Pójdź sługo wierny, obie korony są Twoje.”

Do tych trzech wydarzeń, trzech dat,
należałoby dodać jeszcze jedną – 15 sierpnia 1941 roku, gdyż
spalenie ciał dokonało się po południu w uroczystość
Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i Jej Rycerza. Ona –
Królowa nieba i ziemi. On – król w podwójnej koronie.
Obchodząc Rok Kolbiański musimy przyjrzeć się
bliżej sobie. Ile jest w nas chrześcijaństwa i człowieczeństwa?
Ile jesteśmy zdolni dać Chrystusowi i człowiekowi w potrzebie?
Czy potrafimy kochać nad życie? Przez ten rok będziemy się
zastanawiać nad odpowiedzią na te pytania w naszym życiu
rodzinnym, zawodowym i parafialnym. Może sięgniemy po dobrą
katolicką książkę z wydawnictwa ojca Maksymiliana albo innych
katolickich wydawnictw, która by pogłębiła naszą wiedzę
religijną, narodową i patriotyczną?
Ideałem ojca Kolbego była Niepokalana, dla
której żył, pracował i umarł. Spełnił swoje największe marzenie
– został świętym, a jego śmierć podobna była do śmierci Jezusa
na Golgocie. „Tylko miłość jest twórcza”. „Ona nam dopomoże”.
Ojciec Kolbe jest człowiekiem szczęśliwym. Niech jego przykład
umacnia nas.
Sługa Boży, Prymas Tysiąclecia kard. Stefan
Wyszyński, w 1957 roku powiedział o ojcu Maksymilianie Kolbe:
„To nie postać do archiwum, jej nie da się opisać, pokratkować,
ponumerować, ustawić w bibliotece w kilku lub kilkudziesięciu
tomach i powiedzieć z archiwalnym spokojem: ‘wszystko
skończone’. Nie. To nie jest postać, która zmieści się w
archiwach. On zawsze będzie wychodził z półek… Będzie zawsze i
długo przerastał nas wszystkich o głowę… Droga Ojca Maksymiliana
właściwie dopiero się zaczyna.”
Wystawa ta jest skromną próbą przedstawienia
ideału życia ojca Maksymiliana Kolbe, który sam zamknął w
słowach: „Tylko miłość jest twórcza”, „Przez Niepokalaną do
Chrystusa”, „Ona nam pomoże, jest nam dana ku obronie”.
Może te kilka minut spędzonych przy tej wystawie
da Ci sposobność do głębszego przeżycia 70-tej rocznicy śmierci
największego świętego naszych czasów, o. Maksymiliana Marii
Kolbego.
San Antonio, Teksas 17.01.2011
Dominik